Pamiętacie jak pisałam wam o projekcie 333? Tak? to dobrze. Nie to odsyłam tutaj. Projekt już dawno się skończył, jednak jeszcze przez pół miesiąca po nim chodziłam cały czas w tych samych ciuchach. Powód? Brak chęci wyjmowania wszystkich ubrań pochowanych do walizek. Jednak ten dzień musiał nastać…
I nie było aż tak źle. Nawet przyjemnie wyjmować ubranie bo ubraniu i oglądać co takiego ciekawego miałam, i czy chce dalej to mieć. Nie używając ich ponad trzy miesiące zauważyłam, że o wielu ciuchach istnieniu zapomniałam, ale pamięć odświeżyłam ( a już chciałam lecieć do sklepu po nową parę jeansów do kolan – uf…). Wyjmując te ciuchy postanowiłam jednak, że tym razem nie schowam ich ponownie do szafki i szafy, i będą wisieć, i czekać na swoją kolej. Postanowiłam się pozbyć wielu z nich, tych niepotrzebnych i nielubianych. W konsekwencji teraz posiadam tylko 52 rzeczy (bluzki, topy, swetry, spodnie, spodenki, spódniczki, buty) i jak narazie mi pasuje.*nawet nie wiedziałam, że tylko tyle – policzyłam to dla was :). **w tej ilości rzeczy mieszczą się również ubrania, w których chodzę po domu.
Uważasz, że może być to trudne? Jak to zrobiłam?
Wyjmując każdą rzecz po kolei odkładałam ją na konkretną kupkę. W konsekwencji powstały trzy – spodnie, spodenki, spódnice, bluzki, swetry, sukienki i buty. Następnie przysiadłam do jednego stosu ubrań i dokładnie przeglądałam każdą rzecz. Jeśli była: zniszczona, dziurawa, niewygodna, nielubiana, źle się w niej czułam lub źle wyglądałam – wysyłałam ją na out. Tzn. te zniszczone do śmieci, a te ładne, ale nie lubiane – na sprzedaż. W konsekwencji okazało się, że miałam dużo ubrań niezniszczonych, ale nielubianych, które musiały poszukać innej rodziny.
Wiele osób, które posiadają masę ubrań mogą uważać, że nie mogłyby tak zrobić, że potrafią się przebierać „10” razy dziennie i to uwielbiają. To ja się was zapytam: Nie żal wam czasu na te przebieranki? Po co tyle razy się przebierać, jeśli nie ma konkretnego powodu? Po co zajmować tyle miejsca w domu i jeszcze zastanawiać się nad kupnem kolejnej komody? Po co?
Bo tak?
Bo lubię?
Zastanówcie się, czy posiadanie masy ubrań ma dla was jakiś sens, czy tylko jest to zaspokajanie swojego ego, które gdzieś się po drodze zagubiło. Zaspokojenie, które tłumi rzeczywisty problem.
W pewnym momencie życia moje się zagubiło (choć to też miało jakiś plus – tak powstał dawno temu ten blog), ale chyba je odnalazłam i zaczynam lepiej poznawać – dlatego też blog dawno temu zaczął również ewoluować wraz ze mną.
Zanim kupisz kolejny ciuch zastanów się jak chcesz tak naprawdę żyć, co chcesz osiągnąć i czego chcesz wymagać o siebie. Zarzucanie na siebie kolejnej maski w formie zakupionego ubrania nie zmieni twojego życia na lepsze. Będziesz tylko szczęśliwa podczas płacenia rachunku, ale czy później też tak samo?
Ale wracając do tematu,
jakie korzyści można mieć z takiej czystki:
=> więcej miejsca,
=> lżejszy oddech,
=> wiedza, wiem co mam,
=> więcej czasu (mniej sprzątania, prasowania, układania, przebierania),
=> radość, więcej sił do realizowania kolejnych i nowych zadań,
=> mniejsza chęć na kompulsywne zakupy – zaoszczędzone pieniądze,
=> zarobione pieniądze – sprzedaż (tych nielubianych) ubrań.
Jak narazie minusa żadnego nie znalazłam, ale uwaga(!) od pozbywania można się uzależnić. 🙂
Pozdrawiam,
Magda 😀
* zdjęcie: pixabay.com